197siedem (4)
197siedem (4)
OD AUTORKI:
Czwarty fragment opowiesci ponizej. Jesli masz ochote na kolejne, wcisnij „tumb up”. Od tego fragmentu zasada bedzie prosta – 20 lajków i pojawia sie dalszy ciag.
Ksiazka wciaz zyje i podlega zmianom. Jej wczesniejsze fragmenty dostepne w tym serwisie pod wspólnym tytulem 197siedem, sa juz dzisiaj czesciowo zmienione. Zachecam juz wkrótce do namierzenia mojej witryny BryzaOdMorza. Tam w niedalekiej przyszlosci powinna znalezc sie cala powiesc juz po korekcie i w profesjonalnym ukladzie graficznym.
Zycze przyjemnej lektury.
Monika Jastrzebska
IV. NUSIA
– Powiedz mi, czy ty cos z tego rozumiesz – zaczela Monika któregos dnia, gdy wracaly przez miasto ze szkoly – Pamietasz pewnie, jak wtedy na lekcji wu-efu, we wrzesniu, Zyrafa niemal upuscila dziennik, kiedy ciebie po raz pierwszy zobaczyla? A teraz ostatnio to jej pytanie o twoja ciotke i znowu dziwna reakcja. Ja mysle, ze one sie znaja.
– To mozliwe, w koncu Jelenia Góra to nie jest takie wielkie miasto, mogly sie przeciez spotkac i poznac. Co w tym dziwnego?
– No wlasnie ta reakcja Zyrafy. Bo jesli kogos znam, to znam i kropka. Skad to nerwowe zachowanie i dlaczego ty tak na nia podzialalas?
– Moze dzialam nie tylko na ciebie? – próbowala zartowac Ania, ale widzac karcacy wzrok rozmówczyni, stwierdzila po prostu – Nie ma nic prostszego. Zapytam Jole, czy ja zna. Jedno pytanie, jedna odpowiedz i bedziemy wszystko wiedzialy. To pewnie proste i nie ma sie nad czym glowic. Jeszcze dzisiaj bede wszystko wiedziala i jutro ci powiem.
Ale ani tego, ani nastepnego dnia sprawa nie posunela sie do przodu. Z niewiadomych przyczyn Jola odmówila wspólpracy i nadal tkwily w tym samym punkcie. Ania jeszcze kilkakrotnie próbowala z nia porozmawiac, ale bez rezultatu.
Szansa na rozwiazanie zagadki pojawila sie po dwóch dniach, ale niespodziewanie nadeszla z innego kierunku.
– Cos juz wiem – Monika byla wyraznie podekscytowana. – Chodz ze mna, cos ci pokaze.
Mialy wlasnie godzinne okienko i siedzialy w szkolnej kawiarni na pietrze. Jakies pietnascie minut temu Monika nic nie wyjasniajac dokads wyszla. – Zaraz wróce. Poczekaj tu – rzucila tylko na odchodnym.
Teraz ponaglala kolezanke – No, ruszaj sie.
– Dokad idziemy? – chciala wiedziec Ania.
– Chodz szybko, zobaczysz.
Pociagnela ja za soba schodami w góre. Potem jeszcze wyzej. Kiedy dotarly juz na najwyzsze, trzecie pietro, Monika poprowadzila ja w glab korytarza.
– Patrz – W pewnym momencie zatrzymala sie i pokazala reka na sciane. Wisiala tam tablica absolwentów liceum, jakich wiele bylo na scianach szkolnych korytarzy.
– No tablica, jedna z mnóstwa, widze, co w tym dziwnego?
– Przyjrzyj sie jej, to zrozumiesz.
– Tysiac dziewiecset szescdziesiat siedem – Ania glosno odczytala napis na górze. Powoli przesunela wzrok nizej – O, moja ciotka – nagle zauwazyla. – To Jola.
– Popatrz tutaj – Monika wskazala reka na inne zdjecie.
– Danuta Wysoczanska – przeczytala Ania – Zaraz, zaraz … Przeciez to nasza Zyrafa. No, to wszystko jasne, one po prostu chodzily razem do klasy, stad sie znaja.
– Naprawde sadzisz, ze wszystko jasne? A mnie sie wydaje, ze wlasnie teraz wszystko zaczyna byc niejasne.
– Co masz na mysli? – Ania nic nie rozumiala.
– Jesli one „po prostu” znaja sie ze szkoly, to czemu Jola nie chciala z toba o tym rozmawiac i czemu Zyrafa byla taka zmieszana, jak dowiedziala sie, ze jestes jej siostrzenica? Przeciez we wspólnym chodzeniu do szkoly nie ma nic dziwnego, a przynajmniej nic takiego, o czym nie mozna by opowiedziec. Kazdy przeciez z kims chodzi lub chodzil do szkoly. Skad wiec ta cala tajemnica?
– Moze sie po prostu nie lubily? To byloby chyba logiczne wytlumaczenie. – zastanowila sie Ania – Co w zwiazku z tym? Tak mi namotalas w glowie, ze nic juz nie wiem.
– A teraz to naprawde musimy sie dowiedziec, o co chodzi. Koniecznie musisz porozmawiac z twoja ciotka. I to jeszcze dzisiaj.
Ania zastanowila sie przez chwile.
– Ja Jole znam. Ona ma do mnie zaufanie i lubi ze mna rozmawiac. Rozmawiamy naprawde o wszystkim. Ona pierwsza wiedziala o tobie, a ja dowiedzialam sie od niej o jej dziewczynach. To przeciez sa wazne sprawy i dla mnie i dla niej. To sa niemal najswietsze tajemnice. O takich sprawach nie opowiada sie przeciez pierwszej lepszej osobie. I skoro mimo to ona nie chce nic powiedziec, to musi byc jakis powód. Dlatego nie moge po prostu do niej podejsc i powiedziec: „Sluchaj Jola, wiem, ze ty i Danusia Wysoczanska chodzilyscie razem do szkoly, wiec powiedz mi, o co chodzi”. To nic nie da.
– No to co robic?
– Daj mi pare dni. Poczekam na odpowiedni moment. Jestem pewna, ze predzej czy pózniej taki nadejdzie, a wtedy ja zapytam.
– No dobra. Ty w koncu rzeczywiscie ja znasz. Bede czekala z niecierpliwoscia.
Przez nastepne dwa dni Ania tylko przeczaco kiwala glowa, kiedy spotykaly sie w drodze do szkoly. Za to trzeciego poranka nastapil przelom. Juz z daleka Monika dostrzegla, ze Ania jest podekscytowana.
– Sluchaj, musisz jutro koniecznie u nas nocowac.
– Co sie stalo?
– Jola obiecala, ze nam powie, o co chodzi.
– Nam? – zdziwila sie Monika.
– A nam, wlasnie nam. Wymoglam na niej, zebys ty mogla przy tym byc. Na poczatku sie bronila, mówila, ze to glupio wywlekac osobiste rzeczy przy kims obcym. Ja jej na to, ze ty jestes dla mnie tak samo wazna jak ona, dlatego nie moze byc mowy o zadnym „obcym”. Ty nie jestes obca. A poza tym to ty sie i tak ode mnie wszystkiego dowiesz, dlatego lepiej, zeby powiedziala nam o tym obu.
– No i co, zgodzila sie?
– Powiedziala, ze nie chciala mnie urazic. Ze ma do mnie zaufanie i jesli mi na tym zalezy, to niech tak bedzie.
– I dlatego mam u ciebie nocowac?
– No tak. Po prostu Jola dzisiaj wybyla, a jutro ma jakas impreze w klubie garnizonowym. Nie wiadomo, o której wróci, ale wróci na pewno. To dobry moment. Ona zawsze po imprezie jest skora do zwierzen, wiec nie moglo sie ulozyc lepiej.
– Nie wiem, jak to bedzie. Obiecalam mamie, ze jej pomoge przy obiedzie.
– Przeciez obiad bedzie w niedziele, zdazysz wrócic. A chyba chcesz sie wszystkiego dowiedziec?
– Jasne ze chce. Porozmawiam z mama.
Nazajutrz byla sobota. Pogoda byla piekna. Spotkaly sie jak zwykle przed domem Moniki i ruszyly w droge do szkoly.
– Mama sie zgodzila. Powiedziala, ze nie musze rano wracac i ze obiad przygotuje sama. – oznajmila na wstepie Monika – Kazala mi jednak powiedziec, ze za tydzien ty masz u nas nocowac i we dwójke bedziemy musialy sie zajac niedzielnym obiadem i ze ona bedzie spala do poludnia. To byl warunek – musialam sie zgodzic.
– Super. Bedziemy razem spaly?
– Jasne. Przeciez wiesz, ze nie mam d**giego wyrka, ale zebys przy mojej mamie nic nie chlapnela. Ona sie niczego nie domysla. Dla niej spanie z kolezanka na jednym lózku to nic zlego, tym bardziej ze to lózko podwójne i lepiej niech nie wie, jak my ze soba spimy.
– A myslisz, ze mialaby cos przeciwko, gdyby wiedziala?
– Nie wiem i nie chce póki co wiedziec. Mozemy to tak zostawic?
Cala rozmowa byla prowadzona w zartobliwym tonie, bo obie doskonale wiedzialy, o co chodzi. Monika byla szczesliwa, ze znów spedzi noc z Ania, a obie z niecierpliwoscia czekaly na to, co powie Jola.
Sobotnie cztery lekcje szybko minely.
– Od nowego roku musimy usiasc w jednej lawce. Mam juz dosyc tego czekania na przerwe, zeby z toba porozmawiac. – Monika wyglosila deklaracje, jak tylko wyszly przed budynek.
– Od razu nas rozsadza za gadanie – zauwazyla rozsadnie Ania.
– Jak bede blisko ciebie, to bedziemy sie porozumiewac bez slów.
– Ciekawe jak?
Monika szybko rozejrzala sie wokolo i widzac, ze sa zupelnie same w zacienionym pasazu prowadzacym na sasiednia ulice, zagrodzila Ani droge i pocalowala ja. – Tak bedziemy sie porozumiewac.
– I to oczywiscie spotka sie z ogólna aprobata?
– Wszyscy beda zachwyceni. Mozesz byc pewna.
Dopisywaly im humory. Dalsza czesc dnia zapowiadala sie znakomicie, a wieczór i noc wrecz ekscytujaco.
– O której mam przyjsc? – spytala Monika, kiedy dotarly w koncu przed jej dom.
– Przyjdz jak tylko bedziesz mogla. Ja teraz posprzatam. Cos tam przygotuje dla nas na wieczór i bede na ciebie czekala. Idziesz dzisiaj z Ida?
– Rodzice pewnie pójda po obiedzie na dzialke i ja ze soba wezma, ale bede musiala troche pomóc mamie. Powinnam byc przed piata.
Zegar wskazywal juz jednak kwadrans po szóstej, kiedy Monika w koncu stanela przed drzwiami domu przy ulicy Slowackiego. – Przepraszam, ale nie chcialam, zeby mama zostala ze wszystkim sama – tlumaczyla sie juz od progu.
Ale Ania nie pozwolila jej na dalsze wyjasnienia. Przytulila ja do siebie i zamknela jej usta pocalunkiem. Pozostaly tak przez dluzsza chwile. – Dobrze, ze jestes. Stesknilam sie za toba.
– Przez piec godzin?
– Musimy przeciez cwiczyc to porozumiewanie bez slów.
Siedzialy w pokoju Ani. Muzyka saczyla sie cicho z glosników. Tym razem nie szklaneczki, ale tyrolskie kufle staly na stoliku. Byly do polowy wypelnione slomkowym plynem. Maxi spala na kolanach Moniki.
– Nie lubisz piwa? – zdziwila sie Ania, kiedy Monika lekko sie skrzywila po wzieciu niewielkiego lyka.
– Niespecjalnie – ta wymijajaco odpowiedziala – Nie lubie goryczy – dodala po chwili.
– Czekaj, czekaj, to ja tu mam cos dla ciebie. Specjalnie do piwa – mówiac to, szybko wyszla z pokoju i po chwili wrócila niosac w reku zakorkowana butelke z czerwonym, gestym plynem. Wyjela korek, wlala niewielka porcje plynu do kufla Moniki i delikatnie zamieszala trzymana w reku slomka. – Spróbuj teraz.
– Co to takiego?
– Sok malinowy. Swojskiej roboty, od baby ze wsi. Doskonaly do piwa. Sobie tez naleje. – Jak powiedziala, tak zrobila.
– Rzeczywiscie dobre. Teraz to moge sie nawet tym upic.
W pewnej chwili rozmowa zeszla na tematy wakacyjne.
– Ten wasz wyjazd nad morze jest juz pewny? – zapytala Monika.
– Tak. Jola skonczyla wreszcie te sprawe, o której ci kiedys wspominalam i moglysmy potwierdzic termin. Chcialam z toba jutro o tym porozmawiac, ale skoro juz jestesmy przy temacie to powiem juz teraz – jedz z nami.
– Jak to?
– Tak po prostu. To Jola zasugerowala i az dziwne, ze ja sama na to wczesniej nie wpadlam. Przeciez masz wolny lipiec. Siedzisz w domu, to zamiast tego mozesz jechac z nami. Jola ma tam oplacone cztery miejsca. Wlasciwie to dziadek za to placi. Maja swoje dwa pokoje w jakiejs miejscowej willi i z góry za nie placa i za wyzywienie. Czasem tam jada, a czasem nie. Ponoc to jakas fajna rodzina, czy osoba, dlatego od lat nic nie zmieniaja. A tym razem wybieramy sie tam tylko my – ja i Jola, wiec spokojnie mozesz jechac z nami. Bedzie super.
Dalsza rozmowe przerwal odglos otwieranych drzwi.
– Czesc dziewczynki, jak sie bawicie? – Jola od progu tryskala dobrym humorem – Byly juz jakies pieszczoty?
– Czekamy ze wszystkim na ciebie. Nie mozemy przeciez pozwolic na to, zeby cokolwiek cie ominelo – Ania podchwycila frywolny ton – Dolaczysz przeciez do nas?
– A mam inny wybór? Przeciez obiecalam. – mówiac to Jola spojrzala z wyrazna dezaprobata na Maxi, która wciaz okupowala kolana Moniki i spala w najlepsze, obojetna, ze jej pani wlasnie wrócila. – Troche jestem zakrecona, ale nie martw sie, ja obietnic dotrzymuje, wszystko pamietam. Przyrzekam, ze zgodnie z waszym zyczeniem zanudze was na smierc. Jednak zanim to nastapi, ja najpierw wezme prysznic, a ty moja kochana siostrzenico przygotuj nam wszystkim tymczasem po jakims drinku i zrób cos do przegryzienia. Pewnie chwile posiedzimy.
– Moze byc Heineken?
[Tu slowo wyjasnienia – w tych czasach Heineken byl dostepny jedynie w sklepach Pewexu, a wiec tak jak w przypadku Curacao Jola musiala go tam wlasnie kupic.]
– Byle zimny, duzo i z sokiem. Bede za dziesiec minut.
– Wesola jest – zauwazyla Monika z nutka niepokoju.
– Nie martw sie. Ona jest OK. Lubi byc na lekkim rauszu. Przetrzyma nas obie – uspokoila ja Ania.
– Czy ktos moze mi przyniesc recznik? – z lazienki dobieglo rozpaczliwe wolanie.
– Idz ty. Recznik wez z szafki w przedpokoju. Sa w górnej szufladzie. Ja musze skonczyc te przekaski, jestem cala usmarowana. – Ania zaprezentowala rece. – Polóz Maxi na pólke.
– Zwariowalas, jak ja tak wejde? – Monika byla powaznie przestraszona.
– Normalnie. Przez drzwi. Idz juz.
– Moge wejsc? To nie Ania, to ja – dobieglo po chwili z przedpokoju.
– To nawet lepiej. Jakas odmiana. Wchodz smialo – odpowiedzial glos z lazienki.
Monika po chwili byla z powrotem w kuchni.
– Co ty taka wystrachana, stalo sie cos? – spytala Ania.
– Nic, tylko Jola poprosila mnie zebym jej wytarla plecy.
– I co z tego?
– No nic. Ale byla zupelnie gola.
– A jaka miala byc? Ubrana pod prysznicem?
– No… wlasciwie nie.
– To o co chodzi?
– No bo nie wiem – Monika sciszyla glos niemal do szeptu – nie wiem, czy ona mnie nie próbuje podrywac.
– Przeszkadza ci to?
– Glupio sie chyba czuje.
– To wypij do konca piwo i nalej sobie nastepne, a najlepiej od razu dwa. Wtedy przestanie ci byc glupio.
Monika automatycznie siegnela po tyrolski kufel.
– Widzialam jej pupe – powiedziala ni z tego ni z owego.
– I jakie wrazenie? – Ania az przerwala robienie kanapek.
– Ladna jest – ku swojemu zaskoczeniu odparla Monika, bezwiednie sie przy tym usmiechajac. A po chwili, jakby wracajac do rzeczywistosci, dodala: – Wiesz, przebywanie z toba nie najlepiej na mnie wplywa. Zaczynam miec dziwne inklinacje i co gorsza, coraz bardziej mi sie to wszystko podoba.
– O czym rozmawiacie? – Jola wlasnie pojawila sie w progu kuchni.
– O twojej pupie – szybko rzucila Ania
– Tak? O, to ciekawe. I jakie wnioski?
– Ladna jest. Tak przynajmniej twierdzi Monika.
Twarz Moniki pokryla sie rumiencem.
Jola, która od pewnej chwili uwaznie sie jej przygladala, podeszla do niej i poglaskala ja po twarzy.
– Nie przejmuj sie kochana, to tylko durne gadanie. – powiedziala przyjaznie widzac zaklopotanie dziewczyny – Jest o ciebie po prostu zazdrosna.
– Ja zazdrosna? – Nie wychodzila z roli Ania. – Mozesz ja sobie wziac, jak chcesz, nie dbam o to.
– Nie ma sprawy. Zebys tylko tego pózniej nie zalowala.
– Czego mam zalowac? Dziewczyny, która zachwyca sie czyjas pupa?
– A mnie to juz nikt o zdanie nie zapyta? – próbowala sie wtracic Monika, która po raz kolejny doszla do siebie.
– Nie – odpowiedzialy zgodnym chórem.
– Nusia, to moja pierwsza wielka milosc – zaczela swa opowiesc Jola. Wlasciwie juz po tych slowach wszystko stalo sie jasne, ale ciekawosc sprawila, ze obie sluchajace dziewczyny niemal zamarly w bezruchu, czekajac na ciag dalszy.
– Bylysmy dokladnie w takim wieku jak wy teraz. Byl szescdziesiaty piaty rok, koncówka d**giej klasy. Nasza wychowawczyni wymyslila, ze cala klasa pojedziemy na trzy dni nad morze.
– To byly czasy, kiedy zaklady pracy w ramach „socjalistycznej pomocy i wspólpracy” (Jola powiedziala to z wyraznym przekasem) mialy kontakty ze szkolami, tylko po to, zeby sie wykazac przed wladza. I wlasnie to wykorzystala pani Jasinska – to byla nasza wychowawczyni. Zalatwila z jakims zakladem, ze skorzystamy z ich osrodka wypoczynkowego, a oni w zamian zalicza sobie ten dobry uczynek w poczet zaslug na rzecz spoleczenstwa. Ten osrodek byl wówczas remontowany przed sezonem, ale nadawal sie do zamieszkania, tym bardziej, ze bylo nas do kupy tylko trzydziesci osób. Dostalismy to wszystko za darmo. Posilki wykupione w miejscowej restauracji oplacil Komitet Rodzicielski, który wylozyl równiez na bilety kolejowe i nam dzieciakom, a wlasciwie naszym rodzicom, pozostalo jedynie zgodzic sie na udzial w tej eskapadzie i dac jakies kieszonkowe. Zreszta i kieszonkowe nie bylo konieczne, bo bylo przed sezonem i Jasinska mówila, ze wszystko bedzie pozamykane. Ta miejscowosc nazywala sie Mikoszewo i oprócz plazy, lasu i gospody w srodku wsi, nic tam godnego uwagi poza sezonem nie bylo.
Dziewczyny sluchaly z uwaga. Jola przerwala i wypila resztke piwa z kufla.
– Aniutka? – rzucila blagalne spojrzenie.
Ania siegnela po puszke.
– Nie, nie – Jola zaprzeczyla ruchem glowy i przykryla reka kufel – Czy twoja dziewczyna pozwoli, zebys mnie pocalowala?
Monika patrzyla, jak sie ku sobie pochylily. Dziwne, ale nie poczula zazdrosci.
– Ale nalac mi i tak mozesz – Jola nie omieszkala dodac, kiedy skonczyly sie calowac. – A ty co sie tak patrzysz? – rzucila slodko w strone zapatrzonej Moniki. – Tez chcesz buzi?
– A gdybym powiedziala: tak? – Monika sama byla zaskoczona swoja smialoscia
Jola az przekrzywila glowe ze zdumienia. Usmiechnela sie promiennie.
– No prosze, jak ta twoja Monia sie przy tobie wyrabia. Jeszcze trzy tygodnie temu byla cicha jak myszka, a teraz, patrzcie panstwo, odszczekuje sie.
– Ja wcale … – Monika próbowala sie bronic.
– Gdybys powiedziala „tak”, to bys tez dostala… – przerwala jej Jola. – Ale nie martw sie i tak na wszystko przyjdzie czas – i dotknela palcem jej warg.
– Przepraszam, ale ja póki co musze do toalety. Piwo zaczyna dzialac. C’est la vie.
Kiedy Jola wyszla, Ania spojrzala na Monike.
– Nie masz mi za zle tego pocalunku? – spytala niepewnie.
– Przeciez ostatnio prosilas mnie tak pieknie, zebym ci na to pozwalala.
– Ale to byly tylko slowa, a teraz ja pytam powaznie.
– A gdybym ja zrobila cos takiego?
– Chcialabym, zebys to zrobila.
Monika poczula, ze ogarnia ja pozadanie.
– Nabieram na to coraz wiekszej ochoty. Poprosisz mnie teraz, zebym to zrobila?
– Jestes bardziej perwersyjna niz ja – Ania podeszla i wpila sie w jej wargi. Monika zamknela oczy … Trwaloby to zapewne znacznie dluzej, ale uslyszaly delikatny brzek szkla.
Jola z niewinna mina siedziala juz na swoim miejscu.
– Wlasciwie to nie chcialam wam przerywac, tak ladnie razem wygladacie, ale ja mam wciaz pusty kufel – powiedziala przepraszajaco.
– Która z nas sie lepiej caluje? – rzucila w strone Ani i z filuternym usmiechem spojrzala w oczy Moniki. Maxi zeskoczyla z pólki i wyszla z pokoju.
– No i pojechalismy nad to morze. – wrócila do tematu Jola, kiedy na powrót wygodnie rozlokowaly sie w fotelach. – Pech chcial, ze pogoda, która dotad byla bardzo ladna, akurat tej nocy, kiedy bylismy w pociagu, jadac w strone morza, zmienila sie o sto osiemdziesiat stopni. Jak wysiadalismy rano na dworcu, to juz niezle kropilo, a kiedy w koncu dotarlismy do osrodka, to lalo jak z cebra. Byl tam juz na miejscu kierownik calego osrodka, który zabral nas do kuchni, gdzie moglismy obeschnac. Powiedzial, ze domki sa dwuosobowe – te wieksze sa wciaz w remoncie – i ze pani musi zrobic liste, kto z kim, a on wszystkich rozlokuje.
– Ja od poczatku roku szkolnego siedzialam w lawce z Nusia – wtedy jeszcze mówilam do niej „Danusia” albo „Dana”. Jasne wiec bylo, ze razem zajmiemy domek. Przyjaznilysmy sie, ale bylo to tylko szkolne kolezenstwo, nic wiecej. Dopiero tam nad morzem wszystko sie zmienilo. – przypominala sobie Jola.
– Nasz domek byl identyczny jak wszystkie inne. Taki „ul” z dwuspadowym dachem. W srodku dwa lózka i stojaca pomiedzy nimi szafka nocna. Nad glowami cos w rodzaju pólek – jak w przedziale kolejowym. I to wszystko. Na szczescie budka byla szczelna, nic nam do srodka nie wialo, ale co tu robic, jak nawet nie bylo stolika. Tylko ta szafka nocna. Zanim sie wszyscy rozlokowali, zrobilo sie pózno. Nasza wychowawczyni obeszla wszystkie domki, sprawdzila czy wszystko OK, zyczyla dobrej nocy i lepszej pogody. Na zewnatrz lalo, nie bylo wiec mowy o wyjsciu. Jasinska powiedziala, zeby raczej po osrodku nie chodzic, chyba ze do toalety. „Jutro sie bedziecie odwiedzac, a dzisiaj spijcie, zebyscie mieli sily na nastepne dni”.
– Nam sie spac nie bardzo chcialo, ale naprawde nie bylo co robic, tym bardziej, ze prad mieli wlaczyc dopiero nastepnego dnia. Tak, ze nawet lampka nie dzialala. Przebralysmy sie obie w pizamy, polozylysmy do lózek i próbujemy zasnac. Jedynym plusem tej calej sytuacji bylo to, ze lózka byly naprawde super. Szerokie, wygodne. Musieli je gdzies kupic okazyjnie, bo inaczej wstawiliby waskie, normalne i byloby wiecej miejsca na to, zeby sie poruszac w tym domku, a tak to przy tych szerokich lózkach mozna bylo jedynie na nich siedziec lub w nich lezec, nawet stanac nie bylo gdzie. W kompletnej ciemnicy siedzenie bylo bezsensowne, tak wiec lezalysmy przykryte kocami i gadalysmy. Zimno troche bylo, bo to osrodek na lato, a wiec zadnego ogrzewania i Nusia w pewnym momencie mówi, ze te lózka takie szerokie, ze moze sie przeniose do niej, to bedzie nam cieplej. Przenioslam sie, polozylam sie za nia i przytulilam. Po jakims czasie rzeczywiscie zrobilo sie nam cieplo i przyjemnie. Dzisiaj juz nie wiem, o czym wtedy rozmawialysmy. Lezalam tak przytulona do niej i pamietam, jak poczulam zapach jej wlosów – Jola na chwile przerwala.
– Jeszcze teraz go czuje. Byl taki niesamowity. Inny niz te wszystkie zagraniczne szampony u nas w domu. „Ladnie pachniesz”, powiedzialam wtedy do niej. Nie mialam chyba nic wiecej na mysli, po prostu stwierdzilam fakt, a zapach naprawde mi sie podobal. Zaczelam gladzic jej wlosy, chyba zeby lepiej poznac ten zapach. Nigdy potem nie wiedzialam, dlaczego zaczelam to robic. Miala takie piekne wlosy, aksamitne. Wtedy przestala sie odzywac. Dotad mówila bez przerwy. Raz ona, raz ja. A teraz nic. Ja cos tam mówie, a ona nic. Po jakims czasie pomyslalam, ze zasnela. Przestalam glaskac jej wlosy i schowalam reke za siebie.
Jola usmiechnela sie, przypominajac sobie te sytuacje.
– A ona mówi cichutko: „Nie przestawaj”. I wlasnie wtedy cos sie stalo. To „nie przestawaj” tak mnie osmielilo, ze zamiast glaskac, ja zaczelam calowac i wtulac sie w jej wlosy. Calowalam je i zachwycalam sie tym zapachem. Wsunelam reke pod jej bluzke i glaskalam ja po plecach. Nie miala na sobie biustonosza. Zrobilo mi sie goraco. Bylo ciemno, zupelnie nie wstydzilam sie tego co robie. Zupelnie jakby tego nie bylo, jakby nic sie nie dzialo. Nusia nadal lezala na boku plecami do mnie, ale w pewnej chwili odwrócila sie w moim kierunku i polozyla na plecach. Czulam, ze na mnie patrzy. Bylo ciemno, nie moglam tego widziec, ale to czulam. Zlapala mnie za reke i polozyla ja sobie na piersiach, na nagich piersiach. Poczulam, jakie ma twarde sutki. I wtedy pocalowalam ja w usta. Ona kompletnie nie umiala sie calowac. Nie wiedziala, jak to robic. Ale to nie mialo znaczenia. Tak bardzo jej wtedy pragnelam i czulam, ze ona pragnie mnie.
Jola przerwala, po jej policzkach poplynely lzy. – Przepraszam was. – powiedziala cicho, jakby nie swoim glosem. – Cholerne wspomnienia.
– Co ty mówisz? – obruszyla sie na to Ania. – Tak pieknie opowiadasz.
– Co z tego? To tylko wspomnienia. Cholerne wspomnienia – powtórzyla.
– Nie wiem, ale chyba chcialabym miec kiedys takie wspomnienia. – Monika tez nie mogla sie powstrzymac od komentarza. – Boze, jestem wilgotna w srodku.
Jola spojrzala na nia przez lzy. Ania to dostrzegla.
– Pocalujcie sie – powiedziala. – Tak bardzo was kocham. Zróbcie to dla mnie, pocalujcie sie. Monika, chodz tu – wyciagnela do niej reke.
Ta poslusznie sie przysunela. Spojrzala w szklane oczy Joli. Zamknela oczy i polozyla swoje wargi na jej wargach. Poczula slony smak lez. Ich jezyki spotkaly sie, a wargi zacisnely jeszcze mocniej. Monike przeszyl dreszcz rozkoszy, kiedy Jola wsunela reke pod jej bluzke.
– Jak ja was kocham – szeptala cicho Ania i glaskala je po wlosach, a one po raz pierwszy poznawaly swój smak.
– Musze sobie zrobic jakiegos porzadnego drinka. Przy piwie upijam sie na smutno, a nie chce sie dzis smucic – Jola podniosla sie z fotela i poszla w strone kuchni.
Odprowadzily ja wzrokiem, podziwiajac jej smukle ksztalty. Króciutki szlafrok odslanial w calosci zgrabne nogi.
– A ja wejde pod prysznic, jesli nie masz nic przeciwko temu – Monika spojrzala na Anie pytajaco, kiedy Jola zniknela juz z pola widzenia.
– Nie mam, ale wlóz potem tunike. Wisi w tej pionowej szafce, obok brodzika i czeka na ciebie. Tak pieknie sie calowalyscie, bylam o was zazdrosna.
– Przeciez zrobilam to dla ciebie. Chociaz nie powiem, ze bez przyjemnosci.
– Och ty swinko. Wiem, chcialam tego. I nadal tego chce. Powiedz mi, spodobalo ci sie?
– Bardzo – Monika nie mogla byc nieszczera.
– Jestem z toba szczesliwa – szepnela jej do ucha Ania. – Idz i wróc „prawie naga” – zacytowala zdanie Moniki sprzed dwóch tygodni – Ja pójde po tobie.
Dwadziescia minut pózniej byly z powrotem w pokoju Ani. Tym razem drinki staly na niewielkim ruchomym stoliczku na kólkach, swiatlo bylo zgaszone, jedynie stojaca na stoliku swieczka swoim migotliwym blaskiem oswietlala lezace na szerokim lozu dziewczyny.
– Czy dobrze to zrobilysmy? – spytala zza pleców Moniki Ania. – Czy tak wtedy lezalyscie?
– Tak samo – Jola nie miala watpliwosci – Ale my nie mialysmy tak kusych strojów.
– Ale podobaja ci sie te nasze? – upewniala sie Ania.
– Wy mi sie w nich podobacie.
– Tej pierwszej nocy zasnelysmy, jak juz bylo jasno. W ciagu dnia dalej lalo i dlatego po lekcjach, które odbyly sie na stolówce, zamiast isc nad morze lub gdzie indziej cos zwiedzac, wrócilismy do swoich domków. Przez pierwsze kilka godzin wszyscy odwiedzali wszystkich – jakbysmy chcieli sie przekonac, czy te identyczne z zewnatrz domki sa moze rózne w srodku. Nie byly. Pamietam, ze dwóch chlopaków, którzy wygladali najpowazniej, poszlo do pobliskiej knajpki po piwo. Zdobyli gdzies taka duza banke na mleko i drewniany wózek. Wyplukalismy jakos wspólnie banke, zrobilismy zrzutke i oni poszli do wsi, ciagnac za soba ten wózek. Potem siedzielismy po dziesiec osób w trzech sasiednich domkach i pilismy piwo, a banka krazyla od domku do domku. Fajnie bylo. Tego piwa specjalnie duzo nie bylo, jesli wziac pod uwage liczbe osób, ale to byly inne czasy. Mlodziez w naszym wieku wówczas w ogóle nie pila alkoholu. Jestem przekonana, ze wielu z nas wtedy nad morzem po raz pierwszy spróbowalo piwa. Bylo naprawde fajnie. I byl juz prad. Któras z dziewczat pozyczyla od kierownika takie smieszne radio przenosne, nazywalo sie „szarotka”, i to radio wylo w sasiednim domku. Nikt nie zwracal uwagi na to, co leci. Przekrzykiwalismy sie wzajemnie. Teraz mysle, ze wszyscy bylismy szczesliwi. To nie byly czasy szkolnych wycieczek. Wtedy, parenascie lat temu, to nie bylo modne i nikt o tym nie myslal. To nasza Jasinska byla na tyle do przodu, ze sama wpadla na ten pomysl i praktycznie sama doprowadzila go do konca. Wsród nas byly rózne dzieciaki. Takze takie, z biedniejszych rodzin, których nigdy nie byloby stac na wyjazd nad morze. A dzieki niej to dla wielu nieziszczalne marzenie moglo sie spelnic. Fajne to byly czasy.
– Pózno juz bylo, jak wrócilysmy do swojego domku. Poszlysmy od razu do lazienki, gdzie zostaly jeszcze resztki cieplej wody i potem znowu przez ten padajacy deszcz z powrotem do domku. Suszarek wtedy nie bylo. Siedzialysmy obie na moim lózku i na przemian wycieralysmy sobie nawzajem wlosy, a potem je czesalysmy. A ja znowu poczulam ten zapach jej wlosów. Teraz bylo juz jasno, bo wlaczylysmy lampke i nie musialysmy siedziec w ciemnosci. Chociaz kto wie, czy gdyby nie ta ciemnosc, to cokolwiek by sie zdarzylo poprzedniej nocy. Przebralysmy sie w pizamy. Pamietam, ze w ogóle sie siebie nie wstydzilysmy, ale zadna z nas nie mówila o wczorajszym dniu. Postanowilysmy zestawic lózka razem. Wytargalysmy te nocna szafke pod drzwi i przysunelysmy lózko Nusi do mojego. Mysle, ze kazda z nas myslala, o tym co bylo wczoraj, ale obie nie mialysmy smialosci o tym wspominac. Pamietam, ze ja caly dzien na nia patrzylam, tak bardzo chcialam wziac ja za reke, przytulic sie, a jak wreszcie zostalysmy same, nie moglam sie zdobyc, zeby to zrobic. I kiedy w koncu polozylysmy sie na tych dosunietych do siebie lózkach, zaczelysmy sie po prostu na siebie patrzec. Zadna z nas nic nie mówila. Lezalam tak i patrzylam w te piekne niebieskie oczy Nusi i bylo mi tak przyjemnie. To trwalo naprawde dlugo. A im dluzej sie w te oczy wpatrywalam, tym wiekszej smialosci nabieralam. Smialosci, a moze raczej pewnosci, ze to co sie poprzedniej nocy stalo, to nie byl przypadek. I wtedy powiedzialam: „Chodz tu do mnie”.
– Jak sobie to dzisiaj przypominam, to bylysmy niezle perwersyjne. Nie zgasilysmy lampki. Wszystko robilysmy z pelna swiadomoscia i takim ogromnym pragnieniem przezycia tego, co nam dawal los. Bo przeciez gdyby nie ten wyjazd nad morze, to nic by sie nie wydarzylo, nie moglybysmy robic tego, co wlasnie robilysmy. Ja to dzisiaj analizuje z perspektywy czasu, ale my to wówczas po prostu czulysmy, nie do konca zdajac sobie z tego wszystkiego sprawe.
– Tej nocy robilysmy juz doslownie wszystko. Pamietam, jak Nusia kleczala na lózku calkiem naga, ja calowalam jej nogi, a ona dostala takiej gesiej skórki. Czy to z zimna, czy z podniecenia? Nie wiem. Ale dopiero przed zasnieciem nakrylysmy sie wspólnie kocem. Wczesniej koce lezaly na szafce, a my chyba w ogóle nie zwracalysmy uwagi, czy jest cieplo czy zimno.
– Te trzy dni szybko minely. Morze bylo piekne, Nusia jeszcze piekniejsza. Ja wrócilam do domu szczesliwa i zakochana po uszy. Wiem, ze Nusia czula to samo. Ale to co najlepsze sie nam przytrafilo tego roku, mialo sie dopiero wydarzyc.
Jola zamilkla, swieczka juz dawno zgasla. Zadna sie nie odzywala. Po kilku minutach Jola sie podniosla.
– Zostan z nami – to byl glos Moniki.
Polozyla sie poslusznie, a one przytulily sie do niej. Po jakims czasie Jola przerwala milczenie:
– Chyba nie bedziemy tak lezec bezczynnie? No, to która mnie pierwsza pocaluje? Tak na dobry poczatek?
– A gdzie bys chciala? – zapytala Monika.
„A gdzie bys chciala?” Monika niemal rozesmiala sie w myslach na wspomnienie tamtej chwili. Teraz w swoim pokoju lezala na lózku z otwartymi oczami i rozpamietywala ostatnia noc spedzona u Ani. „U Ani i Joli” powinna wlasciwie powiedziec, z odpowiednim akcentem na „Joli”. „Alez ja bylam bezczelna zadajac to pytanie” dziwila sie sobie sama. Kiedy chwile pózniej, nie czekajac na odpowiedz, rozchylila szlafroczek Joli i w calej okazalosci zobaczyla jej nagosc, przestala nad soba panowac. Przez jakis czas zachwycala sie widokiem, potem przytulila sie do mieciutkich wlosków, kilkakrotnie musnela je ustami i zaczela calowac. Calowala i lizala aksamitna skóre jej ud i pachwin. Delektowala sie zapachem i smakiem Joli, i swiadomie odwlekala ten najwazniejszy moment. A kiedy w koncu nadszedl i poczula na jezyku te slodka wilgoc jej wnetrza, pociemnialo jej w oczach. Spijala ten najslodszy ze slodkich nektar i co jakis czas delikatnie piescila najczulszy punkt. Nie wiedziala, ze Ania uwaznie obserwuje kazdy jej ruch.